Józef Kolinek – skrzypek i jeden z założycieli orkiestry Sinfonia Varsovia, w której grał 25 lat. Jest skrzypkiem i menadżerem kwartetu Prima Vista, którego trzy płyty zdobyły statuetkę ‘Fryderyka’. Dyrektor artystyczny wielu festiwali muzyki kameralnej. Właściciel leśnego ogrodu sąsiadującego z rezerwatem przyrody, w którym rośliny i zwierzęta żyją zgodnie z naturalnym rytmem przyrody.
Lovely Garden: Jak dawno zaczął powstawać ogród?
Józef Kolinek: Właścicielem posesji jestem od 1979 roku. Gdy przyjechałem oglądać nieruchomość, stał tu domek typu ‘Mikołajki”. Całość była bardzo piękna. Oczarował mnie tutejszy las.
LG: Dlaczego wybrali Państwo to miejsce do zamieszkania?
JK: Pierwszy raz przyjechałem tutaj latem, gdy roślinność była bujna i w pełni rozwoju. Urzekło mnie piękno przyrody, pokochałem to miejsce, jak to się mówi, od pierwszego wejrzenia. Działka graniczy z rezerwatem, więc wiadomo było, że przez długie lata nikt niczego obok nie wybuduje. Niektóre drzewa w Lesie Młochowskim mają ponad sto lat. Wyobraziłem sobie, że będę mógł na nie patrzeć codziennie. I to mnie przekonało ostatecznie. Robiłem wszystko, żeby stać się właścicielem tej działki.
Przez długie lata mieszkaliśmy w tym małym drewnianym budyneczku. Dopiero w 2002 roku został skończony nasz obecny dom. Z drewniaczka zachował się tylko kawałek muru w piwnicy. Rozbudowa zaczęła się od góry, więc najpierw mieszkaliśmy na piętrze, potem urządzano parter, na końcu piwnice. Stary dom był wynoszony stopniowo przez okna powstającego domu. To chyba dość niezwykła metoda; taka jakby na odwrót i na wspak.
LG: Co rosło tu na samym początku i czy jakieś rośliny z tego okresu jeszcze zostały?
JK: Podczas budowy domu straty w ogrodzie były minimalne. Żadna z sosen nie została wycięta. Nasze nasadzenia to świerki, daglezje, jodły. Starałem się nie ingerować za bardzo. Tutejsze naturalne otoczenie stanowi las sosnowo-dębowy, z bardzo miłą gościną klonów, które same się bardzo chętnie i łatwo rozsiewają. A ja je co najwyżej delikatnie przesadzam na inne miejsca.
LG: A ta magnolia, która rośnie przy samym domu?
JK: To oczywiście nasze nasadzenie. Bardzo długo martwiło nas, że magnolia jakoś nie chce kwitnąć. W końcu jednak zaaklimatyzowała się i teraz co roku obsypana jest pięknymi kwiatami w kształcie dużych białych kokard. Kwitnie równocześnie z tak zwanym “złotym deszczem”, gdy jeszcze prawie nic się w ogrodzie nie dzieje. To pierwsze zwiastuny wiosny.
LG: Jaki był pomysł na ogród?
JK: Starałem się, żeby ogród zachował charakter leśny. Nasadzenia są minimalne, wybierałem głównie rośliny zimozielone; chodziło o to, żeby zimą na świerkach i daglezjach ułożyły się dekoracyjnie płaty śniegu, na które moglibyśmy patrzeć przez okno, siedząc w domu przy ciepłym kominku. Były oczywiście próby uprawiania kwiatów i warzyw, ale w tym środowisku, wśród wysokich drzew zasłaniających światło, nie dały dobrych skutków.
LG: Kto zajmuje się najczęściej ogrodem? Pan czy Pana żona? Jesteście oboje bardzo zajęci.
JK: Moja żona. W okresie, kiedy trzeba coś robić w ogrodzie, mnie zwykle nie ma, bo wyjeżdżam na koncerty. Ale kiedy tylko mam taką możliwość, z przyjemnością wykonuję drobne prace ogrodowe. Na przykład przesadzanie, nowe nasadzenia. Ale wszystkie prace pielęgnacyjne to dzieło żony.
LG: Jakie są Pana ulubione rośliny?
JK: Kocham sosny. I właśnie to moje uczucie spowodowało, że powstał wielki problem. Nie godząc się na wycięcie drzewa, które rosło zbyt blisko obrysu powstającego domu, trzeba było zaprojektować w dachu wcięcie, biorąc pod uwagę, że moja ukochana sosna będzie się przecież wciąż rozrastać. A także i to, że podczas silnych wiatrów jej pień może się ocierać o ścianę budynku.



LG: Czy chętnie przebywa Pan w ogrodzie? Czy ogród jest miejscem, w którym po koncercie korzysta Pan z zieleni? Może Pan się tu zrelaksować?
JK. W mieście latem panuje straszny skwar, więc gdy po długim dniu wracam z Warszawy, ogromną przyjemność sprawia mi panujący w ogrodzie półcień; nie jest tak gorąco. Można tu odpocząć, można, siedząc wśród drzew, wypić filiżankę herbaty czy kawy. Ogród jest miejscem, gdzie bardzo dobrze się czuję. Chciałbym tu przebywać jak najczęściej, ale zwykle po koncercie wracam bardzo późno wieczorem, gdy jest już ciemno. Wtedy odpoczywam przy otwartym oknie lub na balkonie.
Lubię ogród i to nie tylko jako miejsce odpoczynku. Lubię bliskość rezerwatu, te wszystkie winobluszcze i bluszcze, które pną się po drzewach. Całkiem świadomie postanowiliśmy, żeby nie zmieniać tego, co tu jest naturalne, żeby w naszym ogrodzie nie było zbytniej ingerencji człowieka. Dosadzamy tylko takie rośliny, które dobrze znoszą półcień.
LG: Czy ogród bywa odwiedzany przez zwierzęta, skoro znajduje się tak blisko rezerwatu przyrody?
JK: Przylatuje tu mnóstwo ptaków. Mieliśmy parę synogarlic, które przez kilka lat odwiedzały nasz ogród. Słuchałem, jak melodyjnym gruchaniem wyznawały sobie uczucia, obserwowałem ich wdzięczne zaloty. Bardzo często widujemy sójki, kawki, jest masa sikorek. Bywają też dzięcioły. Gnieżdżą się u nas różne śpiewające ptaszki. Zdarzało się nawet, że przez płot przyfruwały bażanty. Oczywiście regularne wizyty składają nam też sąsiedzkie koty. Szczególnie pewien piękny kot z czerwoną obróżką spaceruje wieczorami po moim ogrodzie; no noc wraca do swojej właścicielki mieszkającej na przeciwko.
Przez kilkanaście lat w starym domu pod wycieraczką przed drzwiami wejściowymi mieszkała wspaniała ropucha. Wycieraczka była zrobiona z drewnianych listew, więc ropucha miała tam dużo miejsca i powietrza. Na wierzchu leżała jeszcze druga, gumowa wycieraczka, co trzymało wilgoć. Gdy podczas sprzątania unosiłem wycieraczkę, zawsze widziałem ropuchę. To była nasza domowniczka.
Kiedyś naszą ulicą przechodził łoś. To była wielka atrakcja w Podkowie Leśnej. I oczywiście wędrują tędy dziki. Kiedyś przed samochodem przebiegła mi cała ich wataha, kilkanaście sztuk. Sąsiadowi przeorały cały trawnik przed domem. A co ciekawe: zupełnie jakby wiedziały, gdzie przebiega granica – przed naszym domem niczego nie zniszczyły.
LG: Czy Państwo dokarmiają ptaki zimą?
JK: Mam taki zamiar. W Podkowie Leśnej trwa akcja rozwieszania karmników. W tym roku chcę się zgłosić i umieścić je na drzewach.





LG: Podczas wielu podróży po świecie widział Pan pewnie dużo pięknych miejsc, parków, ogrodów. Czy jakieś szczególnie Pan zapamiętał? Jeśli tak, to jakie?
JK: Wielkim przeżyciem było w Maroku zwiedzenie ogrodu Yves’a Saint-Laurenta w Marrakeszu. Oaza wspaniałej zieleni na niewielkim obszarze. Wchodzi się za wysoki mur i nagle zaczyna się zupełnie inny, nowy świat. Bardzo starannie zaprojektowany i niezwykle pieczołowicie utrzymany. Obecnie jest to jedna z wielkich atrakcji Marrakeszu. Piękne kolory płytek – ciemna zieleń i bardzo ciemny błękit; wydawałoby się, że takie zestawienie kolorów jest ryzykowne, ale tam ułożone szachownice lub pasy w tych barwach wyglądają bardzo efektownie. Jest tam cała kolekcja kaktusów, różne palmy, egzotyczne roślin, a między nimi sadzawki, baseny i dwa budynki. Zachwycający ogród w szczegółach i jako całość.
Urocze ogrody widziałem też w Japonii. W centrum Tokio wznosi się wielki trzydziestopięciopiętrowy hotel, wciśnięty między inne wysokie budynki, a na dole wokół niego urządzono ogród, po którym wśród wodospadów i niezwykłych roślin mogą spacerować goście hotelowi. Tuż obok znajdują się miniaturowe ogródki ze starymi latarniami i różnymi figurkami. Niezwykle urokliwe, często bardzo zacienione, za wysokimi murami.
Gdy byliśmy na Festiwalu Operowym w Awinionie i w Aix-en-Provence, mieliśmy okazję bywać w prywatnych posiadłościach producentów win. Prowansja jest przecudowna – te wszystkie kolory, zapachy, zioła, owoce, łany lawendy… Krajobraz niezapomniany.
Ale muszę powiedzieć, że mam swoje ukochane ogrody również na Helu, w Juracie. Zresztą Jurata w pewien sposób mi przypomina Podkowę – cała w lesie sosnowym. Zachowało się tu kilkanaście przedwojennych letnich domów, pięknie usytuowanych nad zatoką. W Juracie widziałem przepiękny ogród z basenem, z tarasowym zejściem…
LG: A gdyby miał Pan możliwość posiadania innego ogrodu, jak by on wyglądał?
JK: Zawsze lubiłem malwy. Ale przecież trudno byłoby je uprawiać w lesie, to nie ich środowisko. Marzy mi się taki polny ogród: wiejska chata, łąka pełna kwitnących ziół i traw; i ten zapach. Drewniany płot i przy nim malwy. Obok sadek, kilka jabłonek…
Zdjęcia: Lovely Garden