Kasztan jadalny ma wiele zalet, na co zwracała uwagę święta Hildegarda z Bingen, a smak tych orzechów wiąże się z radością życia, co doskonale widać 11 listopada w Portugalii, gdzie obchodzi się hucznie dzień świętego Marcina, a kasztany w najrozmaitszych postaciach stanowią tego dnia tradycyjną potrawę.
Zbliża się dzień świętego Marcina, więc postanowiłam kasztanami rozweselić listopadową aurę.
- Kupione dwie garście kasztanów pół godziny moczyłam w wodzie z dodatkiem szczypty soli, następnie ponacinałam je od wypukłej strony na krzyż.
- Potem gotowałam jakieś 10 minut. Gdy ostygły na tyle, aby można było je wziąć w palce, obrałam z łupin – starałam się to robić szybko, bo z zimnego owocu trudno zdjąć skórkę.
- Następnie gotowałam je w syropie z wody, cukru i łyżki miodu jakieś 7 minut.
- Wyjęłam z syropu i przez następne pięć dni codzienne wkładałam je do wrzącego syropu na 2-3 minuty.
- Zrobiłam polewę z roztopionej w kąpieli wodnej gorzkiej czekolady, do której dodałam łyżeczkę kawy rozpuszczalnej, pół łyżeczki otartej skórki z cytryny, a na sam koniec kieliszeczek rumu.
- Zanurzyłam osączone z syropu, wystudzone kasztany w ciepłej polewie. Potem wyjmowałam je łyżeczką po jednej sztuce na talerzyk.
Święto Kasztanów – w terminach zależnych od pory zbiorów w danych rejonach – obchodzi się nie tylko w Portugalii, ale wszędzie tam, gdzie już przed wiekami kasztan jadalny (Castanea sativa) nazywano „drzewem chleba”; mąka z tych owoców stanowiła bowiem podstawę pożywienia ludzi tam osiadłych.
O kasztanach jadalnych pisze Frédérick d’Onaglia, wielbiciel i znawca Prowansji, autor powieści Córka Masywu Maurów; kiedy tłumaczyłam tę książkę, znacznie bardziej od perypetii uczuciowych głównej bohaterki ciekawiła mnie opisywana tam należąca od trzystu lat do jej rodziny plantacja i cukiernia produkująca z tych owoców kremy, lody, ciasteczka i wiele innych przysmaków. Przyznam, że w dużej mierze te właśnie opisy zainspirowały mnie do przyrządzenia kasztanów na świętomarciński podwieczorek.
Zdjęcia: Barbara Walicka