Pierwsze śnieżynki – tak jak pierwsze kwiaty wiosną – zawsze sprawiają radość. Kiedy rano wyjrzałam przez okno – zobaczyłam, że już są. Musiały spaść nad ranem, bo mimo dodatniej temperatury na naszym starym poczciwym termometrze, nie zdążyły się roztopić. Cały płot w białych koronkach. Po prostu cudnie…
Jednak nie spodziewałam się, że posiany wiosną szpinak, ukaże mi się teraz, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Na przyprószonej śniegiem grządce warzywnej widać było plamy dojrzałej, intensywnej zieleni. Gdy podeszłam bliżej, okazało się, że nocny chłód nie zważył szpinakowych liści. Były zdrowe, jędrne, a nawet jakby grubsze i większe niż latem. Postanowiłam nie czekać, aż któregoś dnia znikną pod białą zaspą, i skorzystać z tego daru. Każdy, kto ma warzywa z własnego ogrodu, wie doskonale, jak bardzo smak takich świeżo zerwanych różni się od tych kupowanych w sklepach. A im warzywo delikatniejsze, tym różnica większa.
Tego roku latem często robiłam szpinakową tartę: sparzone liście, ułożone dachówkowato na cienkich, słonawych plackach z kruchego ciasta, zapiekałam pod beszamelem. Tym sposobem udało mi się przekonać do tego warzywa katowane w dzieciństwie zieloną mazią bez smaku osoby, w których już sama nazwa wywoływała ostrą psychiczną wysypkę.
Szpinak jest pyszny, ale wymaga przypraw, które podkreślą jego zalety: ja lubię – prócz dobrego masła, łyżki dobrej śmietany, czosnku, doprawiać go odrobiną cukru, szczyptą soli i szyp teczką gałki muszkatołowej. Szpinak podaję: jako taki, podduszonym nadziewam naleśniki, wysmażonym na gęsto małe pierożki.
Ale teraz postanowiłam zrobić coś, co na tle burości i szarości ukaże całe bogactwo szpinakowej zieleni. To zaczerpnięta z kuchni argentyńskiej, lekko przeze mnie zmodyfikowana sopa crema de le espinacas, czyli zupa krem ze szpinaku.
Robię ją tak: najpierw gotuję smak, czyli włoszczyznę z kurzą szyjką i skrzydełkiem na niezbyt intensywny rosół. Umyte liście szpinaku sparzam wrzątkiem. Gotuję brokuł. Z rosołu usuwam włoszczyznę i te kurze dodatki, a wkładam zmiksowany lub posiekany szpinak, zaprawiam śmietaną lub rozpuszczonym wcześniej w gorącym rosole topionym serkiem – najlepiej bardzo łagodnym. Brokuł rozdzielam na małe różyczki. Gorącymi brokułowymi różyczkami posypuję gorącą zupę na talerzu. Lubię podawać tę zupę na białych, dobrze wygrzanych, fajansowych talerzach. Wtedy nie stygnie tak szybko, a biel podkreśla smak zieleni.
Zdjęcia: Barbara Walicka