Wśród mazowieckich sosen i brzóz, w spokojnej okolicy, z dala od miejskiego zgiełku i natrętnych paparazzich, znajduje się dom i ogród Artura Barcisia. Aktor, znany z wielu ról komediowych i dramatycznych, właśnie tu wypoczywa, tu pielęgnuje posadzone przez siebie rośliny i kontempluje otaczającą go przyrodę.
Lovely Garden: Kiedy powstał ogród?
Artur Barciś: 20 lat temu był tu gąszcz małych drzewek, ale nie brakowało też starych drzew. Rosły brzozy i sosny, a między nimi żarnowce i wrzosy. Oboje z żoną chcieliśmy zachować wszystko. Dbaliśmy o każdą gałązkę. Z dzikich leśnych roślin zachowały się jeszcze dzwonki, które do dziś kwitną w dużej ilości.
LG: Jaki był pomysł na ogród?
AB: Staraliśmy się, aby wyglądał schludnie, ale żeby nie było widać ingerencji człowieka. Nie podobają mi się strzyżone krzewy i żywopłoty. Chcieliśmy się wpasować w istniejące warunki. W tylnej części ogrodu był mały pagórek, który okazał się górą piachu. Nawieźliśmy trochę ziemi i kamieni. Powstał rodzaj ogrodu skalnego, otoczony murkiem z piaskowca. Po latach obrósł gęsto mchem i teraz całość wygląda naturalnie. Cieszy nas każda roślina. Kiedyś rano usłyszałem wołanie żony: „Artur, patrz! Pióropusznik wypuścił!”. Przestraszyłem się, myślałem, że to jakiś ptak, który coś wypuścił! A to pojawił się mały listek paproci w ogrodzie. Teraz pióropuszniki tworzą dużą kępę z przodu domu.
LG: Czy w takich leśnych warunkach udaje się utrzymać ładny, zielony trawnik?
AB: Tylko tam, gdzie jest więcej słońca. Ale jest takie miejsce w ogrodzie, gdzie pojawił się mech. Nie walczymy z nim. To jest nasz mchawnik! Równie zielony i miękki jak trawnik. Jesienią rosną tu podgrzybki, prawdziwki i kanie. Osłaniamy je palikami, żeby psy ich nie zniszczyły.
LG: Czym dla Pana jest ogród?
AB: To mój azyl. Tu wypoczywam, z dala od kamer i aparatów fotograficznych. Od dawna nie jeździmy nigdzie daleko na wakacje. Wolny czas najchętniej spędzamy w domu i w ogrodzie.
LG: Jakie są Pana ulubione rośliny?
AB: Co roku sadzę 200 sadzonek niecierpków. Jadę do pobliskiego gospodarstwa ogrodniczego i wybieram głównie te kwitnące na czerwono. Lubię kontrast między zielenią trawy, a czerwonym kolorem kwiatów. Na Euro 2012 zrobiłem z niecierpków biało-czerwoną flagę.
LG: Gdyby zakładał Pan ogród swoich marzeń, co by w nim rosło?
AB: Byłby naturalny, na pewno nie chciałbym żadnych strzyżonych krzewów. Taki, aby nie było w nim widać ingerencji człowieka. Rosłyby pachnące floksy, kwiaty mojego dzieciństwa, i malwy, które też bardzo lubię. W naszym ogrodzie rosną teraz floksy z ogrodu moich rodziców i tu, pod sosnami, które teraz są dużymi drzewami, dają sobie radę. Malwy, które przywiozłem, niestety nie przetrwały.
LG: Skoro ogród znajduje się w lesie, muszą go odwiedzać zwierzęta…
AB: Przychodzą jeże, które nasze psy próbują atakować. Od razu wiadomo, że w ogrodzie jest jeż, bo natychmiast podnoszą alarm. Raz widzieliśmy łasicę. Przylatuje dużo ptaków – sójki, sikorki, rudziki, kosy, dzięcioły. Mamy karmnikowe drzewo. Teraz część karmników jest zdjęta. W budce dla mniejszych ptaków dzięcioł wydłubał dziurę odpowiednią do swojego rozmiaru. A potem, myślałem, że zwariował, bo stukał z całej siły w lampę ogrodową. Okazało się, że przywoływał tym dźwiękiem samiczkę! Kiedyś od sąsiada przyleciały do nas dwie kaczki. Chodziły po trawniku. W końcu ogrodu był dawniej dół po basenie. Powstał tam skalniak i mały strumyk. Kaczki piły ze strumyka wodę.
LG: W ogrodzie wisi dużo domków dla ptaków i owadów. Wabi je Pan do ogrodu?
AB: To żona powiesiła te domki. Na dole dla motyli, pośrodku dla pszczół. Obok dla biedronek.
LG: A ceramiczne i metalowe ptaszki na rabatach?
AB: Żona je kupuje. Uwielbia angielskie ogrody. Kupuje podpórki z ptaszkami do palikowania roślin.
LG: Czy wszystkie zwierzęta są mile widziane w Państwa ogrodzie?
AB: Wszystkie, poza Jadwigiem! Żona, nie wiedzieć czemu, nie lubi tego imienia. To ropuch. Kiedyś był Jadwigą, ale żona uznała, że jest za brzydki na płeć piękną. Mieszka pod tarasem i czasem pojawia się, gdy żona pieli w ogrodzie. W takim przypadku żona przenosi się z pracami na kilka dni w inne miejsce, czekając aż Jadwig sobie gdzieś pójdzie! Pojawiają się też zaskrońce, których Beata się boi choć są zupełnie niegroźne. Kiedyś sąsiadka powiedziała, że to jej zaskroniec jest w naszym ogrodzie. Powiedzieliśmy, żeby go sobie zabrała… ale on sam jakoś zniknął. Walczymy tylko ze ślimakami. Żona robi pułapki z piwem, które są bardzo skuteczne. Sadzi też paprocie i przywrotniki, żeby je odstraszyć.
LG: A jak udaje się Państwu utrzymać tak ładny przedogródek w tej leśnej okolicy? Czy dziki nie niszczą roślin? Przed płotem kwitną piękne bratki.
AB: Posadziłem bratki tej wiosny. Chyba nie smakują dzikom. Kiedyś na lotnisku w Holandii kupiłem parę kilogramów cebul roślin ozdobnych i posadziliśmy je przed płotem. Dziki jednak tak zryły to miejsce, że nic nie zostało!
LG: Jako aktor otrzymuje Pan wiele bukietów kwiatów. Jaki był ten, który szczególnie Pan zapamiętał?
AB: Najważniejszy był bukiet ślubny dla żony. Wymarzyła sobie, że będzie miała naręcze margerytek. Ale teściowa, która miała tradycyjne podejście do tej sprawy, zagroziła, że w takiej sytuacji nie przyjedzie na ślub. Użyłem więc podstępu i powiedziałem narzeczonej, że margerytki bez wody długo nie wytrzymają (nie była to prawda) i jak to będzie wyglądało, gdy pod koniec ceremonii okaże się, że kwiaty zwiędły? Był więc tradycyjny, biedermeierowski bukiet z róż…
Zdjęcia: Artur Barciś, Małgorzata Wójcik
One thought on “Leśny azyl – Artur Barciś i jego ogród”
Ten piękny ogród Pana Artura Barcisia kojarzy mi się ze wzruszającą melodią natury lasu i braku miejskiego hałasu!