Tego roku pigwowce (Chaenomeles) – a mam ich pięć – kwitły obficie, zachwycając kolorem płatków na bezlistnych jeszcze gałązkach: ciepłą koralową barwą z nutką oranżu i różu; nie umiem tego odcienia nazwać jednym słowem. Wprawdzie owoce wydały drobne, za to po tylu słonecznych dniach nie tak kwaśne jak zazwyczaj, nie musiałam dodawać dużo cukru, aby osiągnąć smak, o jaki mi chodziło. Kilka mniej dorodnych owoców od razu włożyłam do szafki z bielizną pościelową, aby przeszła zapachem, który bardzo lubię.
Zwykle korzystając z pogody zasiadam na ławeczce przy ogrodowym stole, wyposażona w deskę, tasak, mały nożyk i dwie miski. Twarde owoce pigwowca, położone na desce, łatwiej się rozcina na czworo tasakiem. Potem krótkim nożykiem usuwam pestki; wkładam je do jednej miski, owoce do drugiej. Pestki są mi potrzebne nie tylko do nalewki pestkówki – moja wnuczka, wielka strojnisia, przekłuwa je igłą i nawleka na nitkę – w ten sposób powstają różne ogrodowe naszyjniki i bransoletki dla niej jej lalek.
A co ja robię z tych cierpkich jabłuszek? Przede wszystkim sok, czasami marmoladę, ale ostatnio najchętniej pokrojone niezbyt drobno owoce smażę z cukrem w moim ukochanym mosiężnym rondlu. Nie jest to konfitura, nie jest to powidło – tylko coś trochę przypominającego wyglądem kandyzowaną skórkę pomarańczową.
Takich słodko-kwaśnych kawałeczków używam jako dodatku do pieczonej kaczki albo przygotowuję specjalne nadzienie do drożdżowej strucli i tym pomysłem chcę się podzielić. Robię mus z jednej sporej antonówki, dodaję parę łyżek smażonych w cukrze kawałeczków pigwowca, trochę smażonej skórki pomarańczowej oraz sporą garść grubo posiekanych orzechów włoskich. Czasami dodaję cynamon, a czasem nie. Zasmażam tę mieszaninę i letnią nakładam na rozwałkowane wcześniej ciasto, zwijam struclę i posmarowaną po wierzchu rozbełtanym żółtkiem wkładam do piekarnika na jakieś 40 minut. Pachnie pięknie i najczęściej znika, nim zdąży dobrze wystygnąć.
Galaretki z tego owocu udają się znakomicie i są bardzo trwałe. Mają dużo pektyny. W dawnych czasach, kiedy przemysł kosmetyczny nie był tak rozwinięty jak dziś, a loki kręciło się na cukier, galaretka z pigwy – właśnie z uwagi na dużą zawartość pektyny – była używana jak dzisiaj żel. A dowód? Oto cytat z drugiego tomu Przeminęło wiatrem Margaret Mitchell, scena, kiedy Scarlett wysyła Mammy na zakupy, ponieważ postanowiła tak olśnić swym wyglądem Franka Kennedy’ego, by się jej oświadczył.
“Chciałabym – rzekła Scarlett uważnie przyglądając się sobie w lustrze – butelkę wody kolońskiej. Umyjesz mi włosy i wypłuczesz w wodzie kolońskiej. I kupisz mi słoik galaretki z pigwy, aby ułożyć je gładko.”
Jak wiadomo, osiągnęła swój cel.