Jesienią, w porze smażenia powideł i różnych innych przysmaków, jedną z moich ulubionych jest konfitura z borówki brusznicy. Nie wyobrażam sobie spiżarni bez słoiczków, których zwartość zimą doskonale uzupełnia pieczonego indyka, kaczkę czy gęś. Jednak od dawna miałam problem, ponieważ z targowisk znikły gruszki bergamotki, które podczas smażenia nie rozpadały się na miazgę i nadawały całości szczególny smak.
Tego roku wsparła mnie Renata, obdarowując koszykiem gruszek Chojuro z drzewka pieczołowicie wyhodowanego we własnym ogrodzie. Jest to bardzo stara odmiana, znaleziona w 1895 roku przez Chōjūrō Tōma, który napotkał przypadkowo siewkę w Japonii; dość odporna na mrozy, obecnie rozpowszechniona na całym świecie.
Konfiturę z brusznic robię zawsze tak:
- Przebrane jagody zalewam wrzątkiem, po dwóch-trzech minutach odsączam na sicie, wsypuję do rondla i zasypuję cukrem w proporcji pól kilo cukru na kilogram brusznic.
- Po dwóch godzinach zaczynam smażyć na bardzo małym ogniu.
- Gdy brusznice puszczą sok, odstawiam na bok do następnego dnia.
- Gruszki – lubię jak w tej konfiturze gruszek jest dużo, więc najchętniej pół kilo gruszek na kilogram brusznic – obieram ze skórki, usuwam gniazda nasienne, kroję w ósemki i sparzam wrzątkiem. Dodaję do brusznic i smażę jeszcze około godziny na bardzo małym ogniu.
- Odstawiam z ognia do następnego dnia. I znów smażę około godziny na małym ogniu, próbując, czy przypadkiem nie dodać trochę cukru.
- Jeżeli mam dobre jabłka, w tym momencie dodaję je do konfitury (tyle samo co gruszek) po obraniu ze skórki, usunięciu gniazd nasiennych i pokrojone w ósemki. Gdy jabłka się usmażą, odstawiam rondel z ognia.
Następnego dnia rozgrzewam mocno konfiturę i wrzącą nakładam do wyparzonych suchych słoiczków.
Oczywiście według tego przepisu można robić żurawinę, też bardzo dobrze smakuje. Ale brusznicy z gruszkami nie zastąpi.
Zdjęcia: Barbara Walicka